Pewnego razu żył sobie człowiek, który był dobry: pomagał ludziom, leczył choroby, lecz sam chyba nie zdawał sobie sprawy, jak wiele czynił dobra, wszak sam jego widok sprawiał, że ludzie zdrowieli i mieli mniej problemów. Jego ręce leczyły, ale gdy zdrowie wracało, on był już daleko, u innych.
Bóg widząc jego życie i bezmiar jego miłości do świata, zachwycił się i zesłał anioła, aby ten spełnił życzenia tego człowieka, jakiekolwiek by one nie były.
Człowiek, widząc anioła, zdziwił się. A usłyszawszy, jak piękne prowadzi życie i że Bóg nakazał spełnić każde jego życzenie, zamyślił się głęboko. Po czym odpowiedział:
„Mam życzenie: chcę, abym mógł czynić dobro, chcę żeby sama moja obecność pomagała i leczyła ludzi. Chcę, żeby ludzie widząc moje uczynki, rozumieli że świat jest pięknym miejscem. I – podkreślił – nie chcę być świadomym tego, że dzięki mnie inni stają się lepsi, a ich życie piękniejsze.”
Anioł nie odpowiedział. Nie słowami.